10 najlepszych płyt 2015 roku

anigif_original-grid-image-24243-1428919945-5W poprzednim roku nie byłem na bieżąco z wychodzącymi wydawnictwami. Słuchałem rzeczy sprawdzone, znane i polecane przez znajomych. Dlatego też niniejsza lista nie będzie raczej odkrywcza dla większości z Was. Tym razem postanowiłem skupić się wyłącznie na albumach, gdyż pojedyncze single rzadko sprawdzałem. Wróćmy jeszcze na chwilę do 2015 roku i zobaczmy co ukazało się w tym czasie ciekawego.

Chris_Buck_MAC_49258_FINAL-Edit_8010. Mac DeMarco – Another One.Another One” to kontynuacja zeszłorocznego albumu „Salad Days„. Bardzo udana i niespodziewana. Mac DeMarco pozostaje w konwencji leniwego, pijackiego geniusza, który chwyta słuchacza za serce prostotą i melodyjnością. Proste rozwiązania są najlepsze, jednak czasem coś co brzmi łatwo, wcale takie nie jest. „Another One” to album przyjemny w odbiorze, łatwo wpadający w ucho i niestety trwający ledwie 23 minuty i 46 sekundy. Może w pozostawionym niedosycie tkwi sekret Pepperoni Playboya?

9. Trupa Trupa – Headache. Trójmiejska grupa to zdecydowanie jedno z zaskoczeń minionego roku. Co prawda debiutancki „++” stał na dobrym poziomie, jednak nie sądziłem, że grupie Grzegorza Kwiatkowskiego uda się go przeskoczyć. Mroczne, wciągające, tajemnicze utwory z „Headache” to dobry przykład jak sięgać po klasykę post-rocka i mieszać ją z własnym pomysłem na siebie. Na tej płycie słuchać zarówno inspiracje instrumentalnymi odlotami Swans, jak i psychodeliczne zapędy The Doors. Czuje, że często będę wracał do tego krążka, zwłaszcza zimą.

8. Miguel – Wildheart. Szczerze? To Miguel trochę mnie w tym roku wkurzył. Za bardzo chce być perwersyjny, za bardzo chce być drugim Princem. Jednak gdy słucham „Wildheart” to zapominam o tym. Może nie jest to tak dobry materiał jak „Kaleidosope Dream„, ale też nie jest to słaby album. Ba, słucha się go bardzo przyjemnie. Od warstwy muzycznej są to dobre utwory, z fajnymi riffami gitarowymi i wpadającymi w ucho synthami. Warstwa liryczna? Bywa różnie, ale „Coffee„, „Hollywood Dreams” czy też „Leave” propsuje całkowicie.

wavves7. Wavves – V. Wiem, że w poprzednim roku pojawiły się znacznie lepsze płyty od tej. No, ale po pierwsze to moje podsumowanie, a po drugie lubię Wavves. Przy „V” spędziłem wiele lepszych i gorszych chwil, jednak wciąż ubóstwiam tego skurczybyka Nathana Williamsa. Nathan, szkoda, że nie byłeś na moim kawalerskim.

asap-rocky-508b4403e62bb6. A$AP Rocky – AT.LONG.LAST.A$AP. Nie sądziłem, że A$AP Rocky będzie w stanie nagrać tak dojrzały i świadomy album jak „AT.LONG.LAST.A$AP”. Ten krążek jest dokładnie takim drugim krokiem w karierze rapera, jakim powinien być. Amerykanin świetnie odnalazł się w muzycznym showbiznesie, a przy okazji nagrywa dobrą muzę, której posłucha zarówno wymagający słuchacz, jak i ten radiowy. Jestem mocno ciekaw co to będzie dalej?

Tyler5. Tyler, The Creator – Cherry Bomb. Bardziej przystępne dla słuchacza beaty pomogły Tylerowi. No bo bądźmy szczerzy, ile to można słuchać rapowania do niesłuchalnych podkładów w stylu Death Grips? Może i się starzeje, ale po całym dniu w hałasie średnio mi się chce słuchać takich utworów jak „Yonkers„. A „Cherry Bomb” to album kompletny i całkiem możliwe, że najlepszy w całej dyskografii artysty. Sięgnięcie po klasyczne brzmienie lat 60 i łączenie go z r’n’b to był bardzo dobry pomysł.

sufjan1440x81024. Sufjan Stevens – Carrie And Lowell. Chyba najsmutniejszy album w dorobku Sufjana, ale i przez to taki piękny. Muzyk na żadnej innej płycie się tak nie otworzył jak na tym materiale. Ból po stracie matki słychać w każdej melodii. Sufjan porusza swoją szczerością i łapie nas za serca. Minusem całej sytuacji jest tylko to, że by napisać taką płytę, trzeba przeżyć traumatyczną sytuację.

drake33. Drake – If You’re Reading This, It’s Too Late. Szczerze powiedziawszy to po pierwszym odsłuchu ten album mnie nie zachwycił. Wszystko zlewało się w jedną całość, jednak im bardziej zagłębiałem w całość to odkrywałem co raz to nowsze, wspaniałe rzeczy! Kanadyjczyk jest jednak geniuszem. Jeżeli jeszcze tego nie odkryliście, to widocznie za mało wsłuchaliście się w muzykę Drake’a. Drizzy, propsuje ten album, ale mam wciąż na uwadze, że obiecałeś w 2015 roku kolejny krążek. Czekam!

Grooms-Net-banner2. Grooms – Comb The Feelings Through Your Hair. Grupa Grooms przywróciła mi wiarę, że indie rock ma jeszcze sens. Ich zeszłoroczny krążek to zestaw 11 wciągających, świeżych i momentami psychodelicznych utworów. Album ten doskonale komponował się z lekturą Stephana Kinga podczas podróży w pociągu na linii Mikołów – Katowice. Może Grooms nie zdefiniowali tym krążkiem na nowo całego gatunku, ale zagrali tak, że ponownie pokochałem te gitarowe brzmienia i powróciłem do swojego licealnego marzenia o byciu perkusistą w indie rockowej grupie. Także ten tego, można powiedzieć, że Amerykanie przywracają marzenia a mało kogo można tak określić.

kendrick lamar1. Kendrick Lamar – To Pimp a Butterfly. Jeżeli ktoś wmawia wam, że było coś w 2015 roku lepszego od „To Pimp a Butterfly” to albo nie wsłuchał się w ten album, albo się nie zna lub co gorsza jest ignorantem. Ten longplay to dzieło życia Pana Lamara i wciąż podtrzymują swoją ocenę wystawioną tej płycie. O takich płytach mówi się, że są historyczne i przełomowe. Ten krążek jak najbardziej pasuje do takich określeń.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.