Paradoks Cloverfield

Nie przez przypadek kolejny film z antologii Cloverfield, czyli „Cloverfield Paradox” nie ukazał się w kinach, tylko niespodziewanie na platformie streamingowej Netlixa. Twórcy filmu zdawali sobie jednak sprawę, że więcej zarobię na tym koszmarnym widowisku, gdy zupełnie niespodziewanie ukaże się w internecie. Co więcej, sama nazwa idealnie określa ten film. Paradoksem jest fakt, by serię odnoszącą sukcesy ośmieszyć tak słabym obrazem.

Wpierw ukazał się movie monster nakręcony metodą found footage pt. „Cloverfield„, który w Polsce został przetłumaczony na kuriozalną nazwę „Project: Monster„. W dziele Matta Reevesa ogromny potwór wziął sobie na cel Nowy Jork, czyli miasto, które w filmach katastroficznych było niszczone już na wszelkie możliwe sposoby. Jeżeli chodzi o tego typu kino, to film był całkiem niezły. Zebrał sporo dobrych recenzji, w tym ode mnie, w końcu movie monsters to mój konik. W zeszłym roku ukazał się kapitalny thriller sci-fi, pt. „Cloverfield 10 Lane„, który trzymał widza w napięciu i niepewności do końca. John Goodman przypomniał o sobie świetną rolą nieco obłąkanego grubaska, który przetrzymuje w swoim schronie młodą kobietę i mężczyznę, wmawiając im, że nie mogą wyjść na zewnątrz z powodu końca świata. Widz do końca nie był pewien, czy na zewnątrz rzeczywiście nie da się żyć, czy jest to tylko kłamstwo.

Zacznijmy od głównych mankamentów, które najbardziej bolą przy seansie „Cloverfield Paradox„. Najważniejszy z nich to scenariusz. Historia z opisu początkowo brzmiała zachęcająco, jednak dobry pomysł nie przerodził się w dobry film. Postacie wykreowane w filmie są płaskie niczym kartka papieru. Widz nie jest w stanie utożsamić się z kimkolwiek w tym obrazie, ponadto wielonarodowa załoga kosmiczna to chodzący zestaw stereotypów. W filmie pojawia się wiele pytań, na które nie otrzymujemy racjonalnych odpowiedzi lub wiele nielogiczności. Akurat na te sprawy, jestem w stanie przymknąć oko, gdyż większość filmów sci-fi prezentuje mniejsze lub większe głupoty, które bardziej lub mniej akceptujemy. W tym przypadku było tego za dużo.

Nie porywa również gra aktorska. Reakcje na dziejące się wydarzenia, są absurdalnie śmieszne. Do historii już chyba przeszła scena ręki, jednego z bohaterów. Z drugiej jednak strony rozumiem, czemu tak to wygląda. Jeżeli scenariusz był napisany na kolanie, to czego się spodziewać. Samo wykonanie filmu też rozczarowuje, jednak tutaj trzeba winy upatrywać w dość niskim budżecie, jak na tego typu widowisko. Efekty specjalne nie powalają, kostiumy wyglądają na pożyczone z sklepu z używaną odzieżą a scenografia absolutnie niczym się nie wyróżnia.

Wielka szkoda, bo potencjał był. Wyszło natomiast na to, że niskim kosztem próbowano wyciągnąć z tego filmu jak najwięcej. Niestety ta sztuczka się nie udała, gdyż film oblano krytycznymi recenzjami. I nawet dobre momenty, które się tutaj pojawiają nie ratują tego obrazu. Nic, w tym ostatnia scena, nie jest w stanie zmienić niskiej oceny, jaką przyznaje temu wątpliwej jakości widowisku. Ocena: 4/10.

Wśród Nocnej Ciszy

wsrod nocnej ciszyTrochę zła pora na pisanie recenzji o takim tytule, gdyż święta Bożego Narodzenia już dawno za nami. Ba, już nawet po Wielkanocnych świętach. Jednak dawno nie widziałem tak dobrego, polskiego filmu, że nie mogłem sobie odmówić wspomnienia o nim na łamach bloga.

Wśród Nocnej Ciszy” w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego opowiada historię śledztwa w sprawie seryjnego mordercy, którego ofiarami są młodzi chłopcy. Sprawę prowadzi komisarz Herman, który pod naciskiem swoich zwierzchników oraz opinii publicznej zobowiązał się schwytać zwyrodnialca przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Sytuacja się komplikuje w momencie, gdy Wiktor – syn komisarza pierwszy odnajduje zabójcę dzieci.

wsrod nocnej ciszy2Co zachwyciło mnie w tym filmie najbardziej? Przede wszystkim sama historia, którą wieńczy zaskakujący finał. Co prawda nie ma w niej wielu zwrotów akcji i nieustannego napięcia, jednak przykuwa naszą uwagę. Mało w polskiej kinematografii jest obrazów poruszających temat seryjnych morderców. Dlatego też z wielkim zaangażowaniem śledziłem losy głównych bohaterów. Reżyserowi, który ma na koncie takie filmy jak: „Jak rozpętałem drugą wojnę światową„, „Nie lubię poniedziałku” czy też „Wiosna panie sierżancie” w kapitalny sposób udało się oddać klimat lat 20. XX wieku. Na ekranie widzimy portowe miasto w Polsce, która od niedawna widnieje na mapie. Mimo, że panuje zimowa sceneria to oko cieszy wspaniała scenografia oraz stroje. Zobaczymy zarówno stare samochody, zabawki jak i pełen kaliber starej broni. Jednak to wszystko, to tylko otoczka.

Główną zaletą filmu Chmielewskiego są przedstawione relacje między ludzkie. Obserwujemy przyjaźń pomiędzy Wiktorem oraz Bernardem, która przybiera formę homoseksualnego zauroczenia. Widzimy także surowe traktowanie Wiktora przez swojego ojca a także lojalność Stefana wobec komisarza. Wspomniany seryjny morderca to wyłącznie tło do przedstawionych relacji i nie jest on postacią najważniejszą. W filmie nie zobaczymy scen mordów oraz rozlewającej się krwi. Zobaczymy jednak narastającą złość Wiktora do swego Ojca, która będzie miał fatalny finał.

2614_c.jpg&656&w

Tomasz Zaliwski (z lewej) idealnie odegrał rolę surowego ojca. Na początku XX wieku nie istniało pojęcie „bezstresowego wychowywania”.

Na pochwałę zasługują odtwórcy głównych ról. Największe wrażenie robi Tomasz Zaliwski, który idealnie odegrał surowego acz bardzo profesjonalnego komisarza policji. Z jednej strony wzbudza on naszą sympatię, gdyż w pełni angażuje się by złapać mordercę. Z drugiej jednak strony, sposób w jaki traktuje syna odrzuca nas od niego. Bardzo dobrze spisał się również Piotr Łysak, który wcielił się w rolę Wiktora.

Psychologiczny dramat „Wśród Nocnej Ciszy” to nieco zapomniana perełka polskiego kina, którą warto odkurzyć. Film opowiada ciekawą historię w intrygujący sposób. Wątek seryjnego mordercy i związanego z tym strachu mieszkańców przypomina film „M – Morderc„a z 1931 roku. Zwłaszcza scena publicznego linczu. Natomiast kwestie relacji pomiędzy głównymi bohaterami są przedstawione w mistrzowski sposób, tak jakbyśmy oglądali najlepsze filmy Romana Polańskiego. Jeżeli wolisz dobre dialogi i ciekawą fabułę od wartkiej akcji, to jest to film dla Ciebie. Ocena: 9/10.

Przegląd filmowy #5

Trochę zaniedbałem dział filmowy toteż nadrabiam zaległości trzema recenzjami. W dzisiejszym wydaniu przeglądu filmowego znajdziecie pierwszą część Godzilli, Serpico z Alem Pacino w roli głównej oraz rosyjski horror z 1967 roku – Wij.

gojiraGojira / Godzilla – Król Potworów(1954). Nowa, amerykańska Godzilla zbliża się dużymi krokami. Dlatego też postanowiłem do tego czasu obejrzeć wszystkie filmy z legendarnym potworem. Miałem też plan by opisać i ocenić każdy z obrazów, jednak w sieci jest już parę ciekawych recenzji toteż nie będę powtarzał tego co już zostało powiedziane. Ograniczę się jedynie do pierwszej części z 1954 roku, która zaowocowała powstaniem około 30 tytułów z Godzillą w tle. Recenzując film Ishiry Hondy należy zacząć od tła historycznego. Lata 50 to okres zimnej wojny, natomiast dla kraju kwitnącej wiśni jest to czas odbudowy potęgi politycznej i gospodarczej po II wojnie Światowej. Świat bał się konfliktu atomowego. Japonia pod tym względem najbardziej ucierpiała, gdyż 9 lat przed premierą „Godzilli” Hiroszima i Nagasaki zostały totalnie zniszczone przez zrzucone amerykańskie bomby atomowe. Toteż tematyka i przesłanie jakie niesie film Hondy nie powinny dziwić. Pewnej nocy tajemnicza siła zatapia kuter rybacki na morzu, wkrótce zniszczone zostaje miasteczko Oto. Okazuje się, że jest to sprawka Godzilli, która według wierzeń Japończyków jest bogiem potworów żyjących w morzu. Gigantyczny potwór zmierza w stronę Tokio, jednakże próby powstrzymania kreatury powstałej w wyniku eksperymentów atomowych nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Jedyną nadzieją wydaje się być prototyp nowej broni stworzonej przez naukowca Serizawę. Godzilla funkcjonuje w tym filmie jako metafora przyrody, która wymierza ludzkości karę za eksperymenty jądrowe. Film jest czarno-biały przez co nabiera powagi, której zabrakło w dalszych częściach filmów o słynnym jaszczurze. „Gojira” świetnie spisuje się zarówno jako horror jak i dramat, gdyż wątek ludzki jest równie ciekawy. Film ten nie miał dużego budżetu, jednakże jego realizacja pomimo upływu lat wciąż zachwyca. Film ten powołał do życia nową gwiazdę , jaką stała się Godzilla. Ponadto Japońska wytwórnia Toho stworzyła wiele innych potworów takich jak Mothra, Rodan czy też Gigan. Dalsze części filmów o Godzilli były już różne, od bardzo słabych do bardzo dobrych. Pierwszą część uważam za najlepszą w całej serii Showa jak i jeden z najlepszych filmów typu „Monster Movie”. Ocena: 8/10.

serpicoSerpico (1973). Film Sidneya Lumeta opowiada prawdziwą historię nowojorskiego policjanta Franka Serpico, który postanawia w pojedynkę walczyć z korupcją w szeregach policji. W tytułową rolę Serpico wcielił się jeden z moich ulubionych aktorów – Al Pacino. 33-letni wówczas aktor miał na koncie już kapitalną rolę w Ojcu Chrzestnym toteż bez problemu dostał rolę Serpico, która odegrał wręcz rewelacyjnie ukazując determinację jak i zwyczajny strach z jakim żył Frank Serpico. Walka jakiej się podjął była słuszna, jednakże bardzo trudna i kosztowna, gdyż przez nią główny bohater traci miłość jak i zdrowie. Życie głównego bohatera nie jest usłane różami, gdyż wszyscy są przeciwko niemu: koledzy z pracy oraz kolejni szefowie. Film ten trwa ponad dwie godziny, jednak jego oglądanie mija nam nadzwyczajnie szybko. Historia ta wciąga i angażuje widza. Dużą zaletą filmu jest jego klimat oraz sposób w jaki przedstawia nam Stany Zjednoczone lat 70. Widzimy wszystkie brudy ulicy, policji oraz urzędu burmistrza. Policjanci zajęci są zbieraniem haraczów, burmistrz boi się interweniować by nie robić sobie wroga u stróżów prawa, natomiast oficerowie policji za wszelką cenę próbują znaleźć sposób na uciszenie niesfornego policjanta. Punktem kulminacyjnym tych zdarzeń, jest nie udana próba przymknięcia domowej fabryki narkotyków, podczas której Frank Serpico zostaje postrzelony. Warta zwrócić uwagę na muzykę oraz pracę kamer, która jest sporym plusem „Serpico„. Polecam każdemu fanowi dobrego kina jak i entuzjastom filmów policyjnych. Ocena: 9/10.

viy-1967-15-420x241Wij / Wiy (1967). Mało kto wie, że za naszą wschodnią granicą też kręci się dobre filmy. Jednym z takich obrazów jest „Wij” w reżyserii Georgiego Kropachoyova i Konstantina Yershowa. Jest to ekranizacja opowiadania Nikołaja Gogola, która przedstawia historię studenta Choma. Otóż młody teolog pewnej nocy spotyka wiedźmę, którą zabija. Wkrótce dostaje za zadanie odprawiać nabożeństwo żałobne przez trzy nocy przy niedawno zmarłej młodej dziewczynie. Zadanie nie będzie jednak łatwe, gdyż zmarła dziewczyna okazuje się wiedźmą zabitą przez Chomę. Ta pragnie zemsty i nasyła na studenta coraz to groźniejsze demony. „Wij” jest przesiąknięty rosyjskim folklorem co wychodzi mu na dobre. Film ten świetnie się ogląda za sprawą świetnych kolorów, wyśmienitych jak na tamte czasy efektów specjalne oraz bardzo dobrych zdjęć. Dzieło Kropachoyova i  Yershowa ma niepowtarzalny surrealistyczny klimat, który rzadko twórcom horrorów udaje się osiągnąć. Na pochwałę zasługują również aktorzy a w szczególności Natalia Warlej za kreację dziewczyny. Jej kwestia „wezwijcie wija!” długo siedziała mi w głowie. Dla mnie absolutna klasyka kina grozy. Ocena: 9/10.