10 najlepszych seriali

Serial to forma przed którą raczej się bronię. Bronię się przed wciągnięciem w wir maniakalnego oglądania kolejnych odcinków. Poniżej lista seriali, którym uległem.

american-dad-50a7a9e432004

American Dad / Amerykański Tata (2005-obecnie)

Dlaczego warto?: To jeden z tych seriali, które potrafią rozśmieszyć do bólu (autentycznie!). Tytułowy Amerykański Tata to typowy amerykański twardziel pracujący w CIA, głosujący na republikan, jeżdżący wielkim SUVem i chodzący w każdą niedziele do kościoła. Poza tym bohaterami są: nie grzesząca rozumem żona Francine  , ciotowaty syn Steve, córka hipiska, kosmita Roger oraz Niemiec Klaus zamieniony w rybę. Twórcy serialu jadą po bandzie naśmiewając się dosłownie z wszystkiego i to jest zdecydowanie największy plus tego serialu.

Minusy?: Sporo czerstwych żartów, zwłaszcza w wykonaniu łysego szefa CIA i ryby Klausa. Poza tym nie wiele ciekawego do całości wnosi Hayley.

Najlepsza scena:

Ulubiona postać: Zdecydowanie kosmita Roger! Głównie przez tą postać umieściłem Amerykańskiego Tatę w moim zestawieniu. W każdym odcinku ma inne wcielenie, różnej płci. I za każdym razem jest wybitnie komiczny. Między innymi wciela się w grubą sekretarkę, której zadaniem jest być molestowaną seksualnie przez szefa, homoseksualnego partnera Ricky’ego Martina czy też producenta muzyki Disco.

fargoFargo (2014-obecnie)

Dlaczego warto?: Tegoroczna produkcja FX to wciągająca historia, która stanowi kontynuacje wydarzeń z filmu braci Coen z 1996 roku o tym samym tytule. „Fargo” to obraz przemiany Lester Nyygarda, który z frajerowatego sprzedawcy polis ubezpieczeniowych zamienia się w zimnego, bezdusznego, cwanego człowieka sukcesu. Serial ma klimat, idealnie obrazuje zimową scenerie małej amerykańskiej miejscowości. Postacie są świetnie napisane. W żadnym serialu nie widziałem tylu ludzko, głupich postaci.

Minusy?: Wątek Stavrosa Milosa, właściciela lokalnej sieci sklepów był nieco naciągany.

Najlepsza scena:

Ulubiona postać: Lorne Malvo, czyli zabójca idealny. Mocno charyzmatyczna postać. Malvo to przebiegły drań, jednak ma w sobie to coś co sprawia, że mu kibicujemy.

married-with-childrenMarried with Children / Świat Według Bundych (1987-1997)

Dlaczego warto? Bo to najlepszy sitcom jaki powstał kiedykolwiek. Historia Bundych w pewnym sensie jest ikoną gatunku seriali komediowych. Główną postacią serialu jest sprzedawca butów Al Bundy, który nienawidzi swojego życia. Męczy go żona zakupoholiczka Peggy, syn Bad (kujon prawiczek), córka Kelly (blondynka idiotka) oraz sąsiedzi Marcy i Steve. Z biegiem odcinków Steve’a zastępuje Jefferson, który będzie stanowił pewnego rodzaju sojusznika Ala. W każdym odcinku głowa rodziny Bundych przeżywa wzloty i upadki z naciskiem na to drugie. A jakieś 70% odcinków śmiało można nazwać legendarnymi. W pamięci szczególnie zapadł mi epizod w którym Al z uporem maniaka próbował znaleźć tytuł starej piosenki, którą usłyszał w radiu.

Minusy?: Pierwszy sezon jest kinem familijnym, ostatni sezon to brak pomysłów i autoparodia.

Najlepsza scena:

Ulubiona postać: Al Bundy oczywiście. To wokół niego kręci się cały serial. Bundy to nieudacznik życiowy. Żyje czasami liceum, kiedy to jako zawodnik lokalnej drużyny zdobył 3 przyłożenia w jednym meczu. Pracuje w sklepie obuwniczym, nienawidzi grubych kobiet, śmierdzą mu stopy i jeździ starym Dodgem. Najlepszy w nim jest jednak ten jego wymowny wyraz twarzy.

bundy

simpsons_961x421The Simpsons / Simpsonowie (1989-obecnie)

Dlaczego warto? Matt Groening stworzył najzabawniejszy serial animowany w dziejach. Simpsonowie są nadawani w stacji FOX od 1989 roku! Wiem, że są seriale dłużej emitowane jednak Simpsonowie trzymają poziom od pierwszej emisji. Co więcej odcinki zaczynają się za każdym razem różniącym się od siebie intro. Ponadto w każdym sezonie wyświetlane są specjalne wydania na halloween. Na plus należy także odznaczyć bogatą ilość znanych gości (David Duchovny, Metallica, wszyscy Beatlesi, Ronaldo itd.) Największą zaletą serialu jest jednak mnogość postaci, które tworzą szerokie spectrum osobowości.

Minusy? Ciężko czegokolwiek się doczepić. Może jedynie tego, że to bardzo dużo materiału do obejrzenia dla kogoś chcącego zobaczyć ten serial.

Najlepsza scena:

Ulubiona postać: Poza Homerem oczywiście to będzie to zdecydowanie Barney Gumble. Kolega Homera, który wiecznie przesiaduje w barze u Moe i wiecznie ma w ręku kufel piwa. Ciągle beka, ciągle zalany, ciągle śmieszny!

sopranosThe Sopranos / Rodzina Soprano (1999-2007)

Dlaczego warto? Wyobraźcie sobie, że wszystkie najlepsze filmy gangsterskie takie jak „Ojciec Chrzestny„, „Chłopaki z Ferajny” czy „Gotti” zostały rozciągnięte do formatu serialu. Tym właśnie jest Rodzina Soprano. Brzmi to banalnie, ale uwierzcie, że takie nie jest. Przygody mafii Tony’ego Soprano to jak przystało na produkcję HBO rozciągnięta, wielowątkowa historia. Obok typowych gangsterskich elementów, pojawiają się problemy natury rodzinnej. Do historii przeszły tajemnicze sny Tony’ego, które zostały zainspirowane serialem „Twin Peaks„. Jeżeli nie macie czasu na cały serial, to polecam zobaczyć odcinki w których pokazane są sceny z sennych marzeń Pana Soprano w którego wcielił się fenomenalny, nieżyjący już James Gandolfini.

Minusy? kilka nieciekawych wątków, mało interesujących postaci i tocząca się w tempie ślimaka akcja z pierwszego sezonu.

Najlepsza scena: https://www.youtube.com/watch?v=f7vBbEG0zH0

Ulubiona postać: Tony Soprano. Jest to najbardziej rozbudowana postać całego serialu, wokół, którego kręci się cały ciąg wydarzeń. Tony to fan drogich cygar, kolorowych koszul, alkoholu, hazardu i pięknych kobiet. Jest człowiekiem, który bierze wszystko to co chce. Jednak pod maską twardego gangstera, kryje się człowiek, który ma problemy. Dużą rolę w serialu pełnią jego rozmowy z psychologiem dr Melfi.

true detectiveTrue Detective / Detektyw (2014-obecnie)

Dlaczego warto?Detektyw” obok „Fargo” to najlepsza serialowa produkcja zeszłego roku, jak nie kilku ostatnich lat. Co w nim jest wyjątkowego? Przede wszystkim znakomita kreacja Matthew McConaughey’a, który wcielił się w postać detektywa-filozofa. Oczywiście na nie mniejsze brawa zasługuje Woody Harrelson za rolę partnera Harta. W „Detektywie” poczujemy kapitalny klimat Luizjany lat 90 oraz doświadczymy wciągającej, mrocznej historii. Akcja toczy się szybko, dzięki czemu serial sam się ogląda. Co więcej? Sporo tu symboliki, która pozytywnie wpływa na odbiór całości.

Minusy? No trochę zakończenie rozczarowuje, poza tym serial jest bezbłędny. Zresztą zobaczcie poniższą scenę nakręconą JEDNYM ujęciem. Majstersztyk.

Najlepsza scena: https://www.youtube.com/watch?v=s_HuFuKiq8U

Ulubiona postać: No oczywiście, że Rust Cohle. Postać ta ukazana jest dwutorowo. Jako inteligenty, dociekliwy detektyw rozpracowujący sprawę morderstwa oraz jako zapuszczony barman zeznający w sprawie powiązanej z tą, nad którą miał przyjemność pracować. Cohle miał dość ciekawe spostrzeżenia filozoficzne, które nie podobały się jego partnerowi. Jest to postać dość skomplikowana, o ciekawej historii, która w gruncie rzeczy chce dobrze. Grający go Matthew McConaughey wzniósł się tutaj na wyżyny aktorskiego rzemiosła.

twin-peaks-e1391374613948Twin Peaks / Miasteczko Twin Peaks (1990-1991)

Dlaczego wato? Twin Peaks to idealne połączenie mainstreamu z kulturą alternatywną. Pokręcone pomysły Davida Lyncha łączą się tutaj z serialową formą. W serialu tym znajdziemy specyficzny, mroczny klimat, ciekawa zagadkę morderstwa Laury Palmer, którą swego czasu żyła Ameryka, świetną muzykę Badalamentiego oraz szeroki zakres dobrze napisanych postaci. Wielu ludzi nie zrozumiało geniuszu tego serialu, jednak do tej pory Twin Peaks uznawany jest za klasyk. Dlatego też wiele emocji wywołała wiadomość o powstaniu nowego sezonu Miasteczka Twin Peaks.

Minusy? Drugi sezon momentami nie wiedział w którą stronę ma podążać. Chwilami miałem wrażenie, że starano się już go dokręcić do końca i zakończyć.

Najlepsza scena: https://www.youtube.com/watch?v=ww-88rwt4ms

Ulubiona postać: Agent FBI Albert Rosenfield. Jego złośliwe, aczkolwiek celne uwagi rozbrajały na łopatki. Każde jego pojawienie się na ekranie wzbudzało u mnie uśmiech od ucha do ucha. Ogólnie cały zestaw agentów Federalnego Biura Śledczego to niezła ekipa. Specyficzny agent Cooper, niedosłyszący Gordon Cole (w tej roli David Lynch!) oraz Denise Bryson (David Duchnovny grający kobietę!) to mocna strona serialu.

the-walking-dead-sezon-5-the-walking-deadThe Walking Dead / Żywe Trupy (2010-obecnie)

Dlaczego warto? Bo The Walking Dead to kapitalna pozycja dla wszystkich fanów horrorów oraz filmów post apokaliptycznych. Jest sporo emocji, napięcia, krwi oraz efektów gore. Jednak to nie wszystko, twórcy serialu starają się pokazać wydarzenia przez pewien pryzmat filozoficzno-psychologiczny. Dlatego napotkamy tutaj sporo dylematów natury moralnej oraz rozmów typu „jak żyć?”. Największym jednak plusem serialu jest wiarygodne przedstawienie świata opanowanego przez plagę zombie. Nie ma tutaj superbohaterów, Rick oraz jego wierna kompania zmaga się z podstawowym problemem poszukiwania pożywienia, wody oraz schronienia. The Walking Dead jest obrazem poszukiwania swojego miejsca a zarazem dostarczycielem wielu emocji. To serial drogi w którym znajdziemy zarówno wartką akcję (bohaterowie walczą nie tylko z „walkersami”) jak i czas na pewne przemyślenia.

Minusy? Niestety nie da się ukryć, że każdy kolejny sezon staje się coraz bardziej nudniejszy. Odcinki nie są sobie równie, a akcja toczy się przemiennym tempem. Dla kogoś, kto lubi jazdę bez trzymanki nie jest to dobra opcja.

Najlepsza scena: W sumie to nie ma takiej jednej sceny. Było sporo mocnych obrazków i ciekawych przemówień, jednak bez faworyta.

Ulubiona postać: Daryl Dixon jest typem kolesia przy którym chciałbym być w przypadku końca świata. Koleś jest ogarnięty, zapewnia pożywienie polując, strzela z kuszy (niewyczerpalna broń), mistrz survivalu a w dodatku poczciwy z niego przyjaciel. Podejrzewam, że serial zakończy się wraz z jego śmiercią.

the wireThe Wire / Prawo Ulicy (2002-2008).

Dlaczego warto? Prawo Ulicy to trudny serial. Unika mainstremowych chwytów, przerysowanych bohaterów i ciągłej, wartkiej akcji. Ten serial to obraz życia miasta Baltimore, prawdziwego życia. W każdym z 5 sezonów pokazany z nieco odmiennej perspektywy. Ukazując prawdziwe problemy, historie, które się zdarzyły. Postacie są ciekawe, dobrze napisane. Ponadto całość została okraszona dobrą muzyką. To chyba jedyny serial, który został porównany do dokonań Dostojewskiego i Dickensa, i nie jest to porównanie na wyrost.

Minusy? No cóż, akcja czasami ciągnie się bardzo pooooowoli. Poza tym, serial momentami wydawał się przegadany. No i szczerze powiedziawszy w pierwszych sezonach mocno mnie irytowała główna postać grana przez Dominica Westa.

Najlepsza scena:

Ulubiona postać: Mam dwa typy reprezentujące dwa przeciwległe światy. Wśród reprezentantów policji będzie to Bunky Bunk. Detektyw William Moreland to postać komiczna, nie stroniąca od żartów i alkoholu. Jednak często pokazywał swój profesjonalizm do pracy oraz ludzkie podejście do problemów. Trudno go nie lubić. Jeżeli chodzi o gangsterów to Omar, czyli człowiek legenda. Boją się go inni dilerzy, uchodzi za niezniszczalnego i ma dość ciekawą filozofię. Do tej pory mam przed oczami scenę podczas, której zeznawał w kapitalny sposób w sądzie.

mulder-scullyThe X Files / Z Archwium X (1993-2002)

Dlaczego warto? Z dzieciństwa pamiętam, że serial ten budził poczucie lęku głównie z powodu mrocznego motywu muzycznego Marka Snowa. Jednak nie chodzi o sentyment. Przygody Muldera i Scully to fenomenalny serial, który do około siódmego sezon trzymał mocno poziom. Co więcej, do pewnego momentu z sezonu na sezon był coraz lepszy. Część odcinków to oddzielne historie w których pojawiały się zagadki nawiązujące do klasyki kina grozy. Spoglądając na serial znajdziemy tutaj odniesienia do takich tytułów jak „Frankenstein„, „Coś„, „Ludzie-koty„, „Golem„, „Dziwolągi” oraz wielu, wielu innych klasyków. Pozostałe epizody poruszają główny wątek serialu dotyczący teorii spiskowych. Odcinki mają świetny klimat, przez co nie raz można poczuć gęsią skórkę oraz nie jednokrotnie potrafią rozbawić hasłami agenta Foxa Muldera.

Minusy? Ostatni sezon bez Muldera i Scully to jednak, nie to. Ogólnie, gdy zabrakło Davida Duchovnego serial stracił sens.

Najlepsza scena: https://www.youtube.com/watch?v=s0jHlOQVP8Q&feature=player_detailpage#t=101

Ulubiona postać: Oczywista, oczywistość. Agent Fox Mulder. Już wtedy pewne elementy znane z „Californication” David Duchovny przekradał do postaci Muldera. Z jednej strony fanatyk teorii spiskowych, pracoholik i rozżalony stratą siostry człowiek. Z drugiej natomiast wyluzowany gość, fan sportu, entuzjasta dobrej muzyki, kobiecy amant (nie pokazał tego w pełni), który obejrzał 42 razy najgorszy film w dziejach „Plan 9 z kosmosu”.

Muzyczne podsumowanie roku 2013: Single

singleCzas na listę 20 najlepszych singli. W tym roku sporo dźwięków z pogranicza hip-hopu i r’nb, ale znalazło się także miejsce dla muzyki gitarowej. Generalnie nie przykładałem większej uwagi do kolejności. Przykładowo utwór numer 15 mógłby spokojnie być na liście 10 itd. Jednakże myślę, że udało mi się ułożyć całkiem niezłą playlistę.

eminem20. Eminem – Rap God. Ja wiem, że Eminem na „Marshall Mathers LP 2” ssie. I to strasznie. Niektórzy poczuli się oszukani, ale tak serio oczekiwał ktoś udanej kontynuacji genialnego „Marshall Mathers”? Z „Rap God” sytuacja wygląda troszkę inaczej. Em pokazuje, że jeszcze potrafi nagrać coś co nie jest totalną siarą i kompromitacją. Ten utwór się broni.

Posłuchaj

daft-punk-lucky-lead18. Daft Punk – Get Lucky. Ło matko, chyba najbardziej przehajpowana i ograna piosenka zeszłego roku. Szczerze? Rzygać mi się chce jak słyszę „Get Lucky„. No, ale doceniam siłę rażenia. Tą piosenkę słyszał chyba cały świat i wszystkim się podobała. I słusznie, bo to lekki i przyjemny w odbiorze hicior. Z resztą słyszeliście to wiecie.

Posłuchaj

blood orange18. Blood Orange – You’re Not Good Enoguh. Retromania trwa w najlepsze. Brytyjczyk Dev Hynes nie jest oczywiście pierwszym, który użył fajnych sampli i „bąknięć” basu by stworzyć utwór przywołujący w skojarzeniach rozpikselowane obrazki z Vice City. Jednak zrobił to na tyle w sprytny sposób, że nóżka sama tupie.

Posłuchaj

pusha-t-kendrick-lamar17. Pusha T (feat. Kendrick Lamar) – Nostalgia. Wspaniały storytelling w wykonaniu Pushy T i Kendricka Lamara. Pierwszy, nie młody już raper doświadczony przez życie opowiada o handlu dragami. Drugi, świeży i gorący Kendrick nawija o problemach spowodowanych przez narkotyki. A wszystko to na surowym beacie od Kanye Westa i Nottza. Props absolutny.

Posłuchaj

deerhunter216. Deerhunter – Monomania. Mało słuchałem w tamtym roku indje rocka. Nie, że nie lubię. Mało było do słuchania, pokazuje to ta lista gdzie rządzi rap z r’n’b. Jednak na Bradforda Coxa zawsze można liczyć. Jego „Monomania” (zarówno jako album i sama piosenka) podobała mi się na tyle, że mogę zarekomendować każdemu.

Posłuchaj

autre ne veut15. Autre Ne Veut – Play By Play. Opener „Anxiety” to majstersztyk. Zmiany tempa, popis wokalny Artura Ashina i wielowarstwowość brzmienia to tylko zalążek tego co by można napisać o tym utworze. Jeden z lepszych singli r’n’b zeszłego roku, który miażdży słuchacza. Jeżeli chodzi o mnie to przy tej piosence dostaje epilepsji (w pozytywnym sensie oczywiście).

Posłuchaj

Drake14. Drake – Hold On We’re Going Home. W wolnych chwilach od rapowania Drake lubi śpiewać i eksperymentować. Trzeba mu jednak przyznać, że zawsze mu to fajnie wychodzi. „Hold On We’re Going Home” to utwór osadzony w latach 80. mający w sobie coś z r’n’b, disco i popu. Od strony lirycznej nie ma żadnej niespodzianki, kolejna piosenka o miłości jakich wiele już słyszeliśmy. Jednakże utwór ten potrafi wciągnąć i czuć w tym zupełny luz.

Posłuchaj

bowie13. David Bowie – Valentines Day. Gdy jak grom z jasnego nieba pojawiła się wiadomość o nowej płycie Bowiego nie byłem tak mocno zdziwiony jaj ludzi z branży muzycznej. David Bowie to klasa sama w sobie i chociaż zdarzały mu się niejednokrotnie wpadki to „The Next Day” okazał się udanym albumem. A same „Valentine’s Day” to fajna, chwytliwa piosenka w sam raz na 14 lutego.

Posłuchaj

disclosure12. Disclosure – F For You. Ok na „Settle” jest pełen zestaw piosenek, które spokojnie mogłyby się znaleźć na tej liście. Jednakże postawiłem na „F For You” jako godnego reprezentanta gdyż ma to „coś” i jest pozbawiony odwracającego od braci Lawrence uwagi głośnego featuringu (tych nie brakowało na krążku). Najbardziej epicki komentarz do piosenki: „WE KNOW IT’S FROM FIFA 14, shut the fuck up man”.

Posłuchaj

Charli-XCX-True-Romance-web-725x38011. Charli XCX – You (ha ha ha). Jeden z lepszych singli na niezauważonym „True Romance”. Przyznaję, żeodkąd usłyszałem  „Stay Away” to jestem fanem twórczości młodej Brytyjki.  „You (ha ha ha)” to ten rodzaj popu na który czekałem. Fajne hooki, teksty z ironią i zdystansowany wokal Panny Charlotte Aitchison w połączeniu dały ciekawy efekt. Czekam jednak na prawdziwą bombę na nadchodzącym „SuperLove„.

Posłuchaj

kixnare110. Kixnare – Gucci Dough. O Kixnare i jego „Gucci Dough” powiedziano już chyba wszystko. Jednak warto powtórzyć. Minimalistyczny singiel producenta z Częstochowy to najlepszy polski utwór nie tylko z gatunków electro, ale muzyki w ogóle. Łukasz Maszczyński serwuje nam coś świeżego i jednocześnie wciągającego. Fajny motyw przewodni oraz sample wokalne powodują, że przybijam piątkę. Polska scena electro ma się dobrze dzięki takim utworom.

Posłuchaj

alunageorge9. AlunaGeorge – Attracting Files. Gdy tylko usłyszałem „Your Drums, Your Love” wiedziałem, że ten duet jest stworzony do tworzenia muzyki pop. George Francis ma zdolność produkowania przyjemnych melodii, co potwierdza wspominane „Attracting Files„. Mamy intrygujący motyw na samym początku, który przewija się przez resztę utworu oraz hooki. Idealnym dopełnieniem jest łagodny wokal panny Aluna Francis. Anglia zdecydowanie jest stolicą obiecującego popu.

Posłuchaj

asap-rocky-460x2508. A$AP Rocky – Fuckin Problems (feat. Drake, Kendrick Lamar, 2 Chainz). Oj śmigało się w zimę przy tej piosence. Konkretny przebój, który wywołuje dyskusje kto lepiej się zaprezentował? Towarzystwo jakie Rakim Mayers zapędził do tego utworu godne podziwu. A wszystko o tych złych kobietach i problemach z nimi związanymi. Pierwszy A$AP Rocky rzuca na przemian „nigga” i „bicz”, Drake buduje oddę do swojej kuśki a Kendrick Lamar rzuca ironią wspominając Halle Berry. A wszystko na fajnym beacie pełnym sampli (m.in. Aaliyah).

Posłuchaj

Yuck7. Yuck – Rebirth. Szczerze powiedziawszy podobało mi się Yuck z okolic debiutu, ale teraz jakby zyskali. Zmienił się wokalista, zmienił się styl. Ich zeszłoroczne „Glow & Behold” to jedno z lepszych dzieł shoegaze i jedna z nielicznych udanych prób odpowiedzi na twórczość My Bloody Valentine. „Rebirth” to potwierdza.

Posłuchaj

arctic monkeys6. Arctic Monkeys – R U Mine. Prawdopodobnie najlepsza piosenka arktycznych małp od czasu debiutu. Turner z ekipą zrzucają z siebie brytyjskie uniformy by wdziać na siebie szaty Black Sabbath i dać czasu. Kapitalne gitarowe riffy i wielka robota perkusisty. Jeden z nielicznych brytyjskich zespołów ery New Rock Revolution, który się rozwija. Dzięki Homme’owi z QOTSA wszystko idzie w dobrą stronę.

Posłuchaj

jt5. Justin Timberlake (feat. Jay-Z) – Suit & Tie. Po pierwszych odsłuchach zdania co do nowego singla Justina Timberlake były podzielone. Jedni od razu wkleili to na „walla”, inni odłożyli to na później. Być może oczekiwaliśmy czegoś innego od Timberleka, a być może dał nam TO co chcieliśmy? Ja „The 20/20 Experience” polubiłem z czasem, tak samo jak ten utwór. Jest to fajny popowy kawałek, który powinien spodobać się każdemu. Tylko ten Jay-Z odstaje pomimo tego, że jego zwrotka w tym utworze to najlepsza rzecz jaką zarapował w 2013 roku…

Posłuchaj

new-slaves4. Kanye West – New Slaves (feat. Frank Ocean). Według RapGeniusa był to najlepszy kawałek hip-hopowy zeszłego roku. Czy hip-hopowy nie wiem, na „Yeezusie” na pewno jedne z najbardziej wyróżniających się. Tak jak na całej płycie brzmienie jest noisowe i surowe. Zaczyna się dosyć ponuro a Yeezy nawija coś o nowych niewolnikach. Utwór mocno zabarwiony politycznie kończy się samplem zespołu Omega i jego „Gyöngyhajú lány” podczas którego pod nosem mamrocze coś Frank Ocean. Kanye West nie omieszkał też zrobić oryginalnej premiery tego singla wyświetlając go w 66 różnych miejscach na raz.

Posłuchaj

Drake-Girls-Love-Beyonce-James-Fauntelroy3. Drake – Girls Love Beyonce (feat. James Fauntleroy). Rok 2013 należał do kanadyjskiego rapera. Obok kapitalnego albumu „Nothing Was The Same” w zeszłym roku ukazał się szereg konkretnych singli. Między innymi chwytliwe „Girls Love Beyonce„. Całość jest oparta na fajnym beacie od Noach ‚czterdzieści’ Shebiba a w refrenie słyszymy Jamesa Fauntleroy’a wyśpiewującego „Say My Name” od Distiny’s Child. Sam Drake trochę śpiewa, trochę rapuje – jak to on. I rozkminia na temat kobiet, trudności w ich zdobywaniu bez konieczności brania udziału w „grze”. Szkoda, że nie znalazł się ten track na jego zeszłorocznym LP.

Posłuchaj

davidlynch2. David Lynch (feat. Lykke Li) – I’m Waiting Here. Utwór ten znalazł się jako bonus track na „The Big Dream” i szczerze powiedziawszy chciałbym by każdy bonus był taki jak ten. To zdecydowanie najlepsza piosenka jaką wymyślił Lynch. Generalnie wszystko opiera się na prostocie gitary i maszyny perkusyjnej. Jednak sporo robi głos modnej w ostatnim czasie szwedki Lykke Li. Piękna, klimatyczna i kojąca mój umysł piosenka.

Posłuchaj

jessie-ware1. Jessie Ware – Imagine It Was Us. Brytyjka zachwyciła mnie już w 2012 roku za sprawą albumu „Devotion„. Zeszłoroczny singiel „Imagine It Was Us” nadal pozostaje w estetyce zadymionego klubu, jednakże jest utworem bardziej tanecznym. Użyte syntezatory eksplorują modną w ostatnim czasie brytyjską scenę elektro-popwoą. Gitarowe wstawki i handclaping nawiązują do przeżywającego renesans disco. Utwór ten znalazł się na amerykańskim wydaniu „Devotion” i trzeba pozazdrościć jankesom takiego „Gold Edition”. Polskie radiostacje nie doceniły ogromnego potencjału tego kawałka (nie pierwszy raz), nie wiem też jak wyglądała sytuacja na parkietach (nie bywam). Jednak u mnie ten kawałek często śmigał, życzyłbym sobie więcej takich houseowo-popowych szlagierów w 2014 roku!

Posłuchaj

Zaległości z 2013

cometStandardowo nie zdążyłem ponownie napisać o wszystkim o czym bym chciał. Wynikało to z wielu powodów. Chociaż uważam, że w minionym roku się nie opierniczałem to było kilka dłuższych zastojów. Najdłuższy z okolic wakacji było spowodowany pisaniem pracy magisterskiej. Potem były przygotowania do obrony a i też w drugiej połowie 2013 nie spędzałem już tyle czasu przed komputerem co wcześniej. Chyba powinienem zainwestować w tablet czy coś? To nie istotne teraz. Ta jedna notka powinna zrekompensować dłuższe chwile ciszy z poprzedniego roku.

amokAtoms For Peace – Amok. Na tą recenzję miałem kilka pomysłów, które niestety nie wypaliły. Szkoda, może innym razem? Pozostaje jednak zwyczajna formuła składająca się z twardo postawionych zdań. Zacznę od tego, że dla mnie „Amok” jest niczym innym jak kontynuacją solowej płyty Thom’a Yorke’a „Eraser” z 2006 roku. Skojarzeń i podobieństw jest masa. Nie wiem czy to dobrze czy źle, jednak niektórzy chyba oczekiwali czegoś innego. W końcu od początku Atoms For Peace byli przedstawiani jako super grupa w której są MEGA GWIAZDY. Thome Yorke czy też Flea z Red Hot Chilli Peppers to głośne nazwiska. Płyta na szczęście nie okazała się albumem, który ma zbawiać rock ‚n roll (tak jakby było jeszcze co zbawiać?) a po prostu dobrym albumem, który mógłby nagrać Radiohead gdzieś pomiędzy 2007 a 2009 rokiem. Brzmienie „Amok” to duża ilość elektroniki z drobnymi elementami gitar. Krążek ten jest niezwykle klimatyczny w głównym stopniu dzięki charakterystycznemu wokalowi Yorke’a. Dobra odskocznia od Radiohead. Ocena: 7/10.

posłuchaj

anxietyAutre Ne Veut – Anxiety. O matko o tej płycie miałem napisać przed samym offem… Brakowało weny i jak zwykle „casu”. Autre Ne Veut to projekt tworzony przez Arthura Ashina a jego tegoroczny longplay jest drugim w dorobku  po debiucie z 2010 roku nazwanym po prostu „Autre Ne Veut„. „Anxiety” to album niezwykle przebojowy i taneczny. Już opener „Play by Play” zdradza u Amerykanina zapędy w stronę rozbudowanych utworów nagranych z rozmachem. Artur Ashin na swoim najnowszym LP wędruje pomiędzy r’n’b a lo-fi włączając w to wiele elementów popu i elektroniki. W trzecim „Promises” czuć na odległość inspiracje Cut Copy natomiast „Counting” momentami nawiązuje do Kanye Westa „My Beatiful Dark Twisted Fantasy” (początek) oraz zeszłorocznej płyty Twin Shadow’a. Nie wszystkim ten album przypadł do gustu, zwłaszcza dla osób, którym podobał się debiut. Wyciszone, melodyjne r’n’b na wzór How To Dress Well zostało zastąpione wyrazistymi hitami gdzie szególną rolę odgrywają refreny. Jak dla mnie jest to pop idealny, szkoda tylko, że nie było tego czuć na żywo podczas Off Festivalu. Ocena: 8/10.

acid rapChance The Rapper – Acid Rap. Chancelor Bennett swoim debiutanckim albumem podbił większość list podsumowujących. Co prawda już rok temu wydał mixtape „10 Day” jednak przeszedł on bez większego echa. Rok 2013 miał bardzo pracowity, gdyż znalazł się na wielu featuringach. Nagrywał m. in. z Jamesem Blake’em, Joey’em Badass’em, Childish’em Gambino i … Justinem Bieberem. „Acid Rap” to kolejny hip-hopowy album, który potwierdza tezę, że rok 2013 był mocno udany dla czarnego gatunku. Moje zdanie podziela wiele portali muzycznych w swoich listach podsumowujących o czym wspomniałem na początku tej krótkiej recenzji (a raczej notki). Chancelor Bennett co prawda nie nawija o niczym nowym. Mamy wspomnienia z dzieciństwa, obraz Chicago z którego pochodzi czy też opis dojścia do sławy. Jednak potrafi wciągnąć słuchaczem sposobem w jaki przedstawia swoje historie. Jest zabawny i nieźle operuje głosem. Ważnym aspektem „Acid Rap” jest warstwa muzyczna. Znajdziemy tutaj sporo wstawek soulowych i gospelowych a także odniesień do lat 80. Perełką pod względem podkładu dźwiękowego jest „Pusha Man„, które można podzielić na dwie części. Na „Acid Rap” mamy także sporo gościnnych występów, jednak nie są to tak głośne nazwiska jak u chociażby Kanye Westa czy też Eminema. Wśród osób udzielających się na featuringach najlepiej wypadli Ab-Soul oraz Childish Gambino. Generalnie jest to jedna z najciekawszych propozycji hip-hopowych zrobionych na kwasie poprzedniego roku. Propsuje. Ocena: 8/10.

david lynch - the big dreamDavid Lynch – The Big Dream. Flirt Davida Lyncha z muzyką trwa dalej. Jakiś czas temu TVN nie rozumiał dlaczego David Lynch chciał tworzyć w Łodzi nowe projekty filmowe. Jego ostatni obraz „Inland Empire” powstał częściowo w Polsce, grali w nim nasi rodzimi aktorzy jednak na tym się skończyło. Czy powstanie jeszcze jakiś film Lyncha w Polsce? Raczej nie. A czy jakikolwiek powstanie? Mam nadzieje, że tak. Na razie musi nam wystarczać to co hollywodzki artysta nagrywa u siebie w domu. Z muzyką idzie mu nie gorzej niż z obrazami. Psychodeliczna atmosfera tym razem udziela nam się przez uszy. Już w 2011 roku chwaliłem jego „Crazy Clown Time” za specyficzny klimat. Podobnie jest na „The Big Dream„, które nie jest tak mroczne, ale nadrabia w inny sposób. Jest to na pewno album bardziej przystępny dla słuchacza i melodyjny! Ma nawet jedną radiową piosenkę „I’m Waiting Here” nagraną z Lykke Li, która jest bonustrackiem w sieci iTunes. Brzmieniowo album nawiązuje do muzyki lat 60. Sporo usłyszymy gitar i samego Davida Lyncha. Pozycja godna uwagi w czasie oczekiwania na nowy film. Ocena: 7/10.

disclosure-settle-lessthan3Disclosure – Settle. Chyba najbardziej hajpowana płyta poprzedniego roku. Bracia Guy i Howard Lawrence stworzyli album majstersztyk. „Settle” to najlepsza z możliwych opcji jaka mogła nastąpić w rozwoju muzyki klubowej. Kwestie rytmiki, czerpanie z dupstepu pełnymi dłońmi oraz przebojowość to jedno. Po drugie kapitalny dobór featuringów. Mamy ciekawe nazwiska ostatnich lat takie jak: Jassie Ware, Jamie Woon czy też Aluna Francis. W zasadzie trudno się doczepić czegokolwiek, każdy track na płycie zachwyca porównywalnie. Może tylko tego, że za małe zróżnicowanie, ale to nie jest najważniejsze. Warto również zwrócić uwagę na to, że ta muzyka przypada do gustu każdemu słuchaczowi, nawet mniej wyrafinowanemu i osłuchanemu. Podbicie mainstreamu i podziemia to zawsze sprawa wielka, a w tym przypadku w jakimś tak stopniu się to udało. Można by napisać o tym albumie wiele, ale mało rzeczy nowych o któryś już ktoś, gdzieś nie wspominał. Jeżeli jakimś cudem jeszcze nie słyszałeś/-łaś tej płyty to nadrób tą zaległość jak najszybciej. Ocena: 8/10

the 20 20 experience timberlakeJustin Timberlake – The 20/20 Experience. Nienapisanie o najnowszym krążku Justina Timberlake to grzech. Ostatnio miałem nawet do czynienia z absurdalną dyskusją czy „The 20/20 Experience” należy umieścić na liście najlepszych płyt zeszłego roku, spośród której miało być wybrane top10. Niestety album nie przeszedł ze względu na swoją radiowość… Natomiast na liście natomiast znalazło się miejsce dla takich tuzów jak Biffy Clyro, Bastille, Moby itd. Jeżeli płyta jest dobra to dlaczego ją ignorować ze względu na komercyjność wykonawcy? Bo trzeba przyznać byłej gwieździe N’Sync, że nagrał album bardzo dobry. Jego trzeci solowy longplay to zbiór długich (najkrótszy track na płycie trwa 4 minuty 47 sekund), rozbudowanych kompozycji nagranych z niemal hollywodzkim rozmachem. Być może single nie mają takiej siły jak te z „Justiefield” czy też „FutureSex/LoveSounds” jednak całościowo album prezentuje się solidnie. Za produkcje krążka odpowiada trio: Timbaland, Timberlake i Harmon i to tego pierwszego czuć w większości utworów. Znajdziemy tutaj chwytliwe przeboje takie jak „Suit & Tie” oraz spokojne ballady r’n’b takie jak: „Blue Ocean Floor” czy też „Strawberry Bubblegum„. Dla Justina Timberlake’a jest to kolejny krok do przodu. Ocena: 7/10.

Posłuchaj

mia matangiM.I.A. – Matangi. Mathangi „Maya” Arulpragasam najnowszym albumem postanowiła napisać nowy rozdział w swojej karierze. Jej najnowsze „Matangi” różni się od pozostałych albumów a sama artystka pragnie tworzyć rzeczy nowe. Na zeszłorocznym krążku łączy zachodnie trendy muzyki mainstremowej z kulturą wschodu. Brzmi to banalnie, ale trzeba posłuchać jak ona to robi. Przykład? Y.A.L.A to wschodnia odpowiedź na popularne w ostatnim czasie YOLO, gdzie to pierwsze oznacza You Always Live Again i odnosi się do reinkarnacji. Poza tym utwory są przesiąknięte różnymi dźwiękami wschodnimi. Na albumie mamy dobrze już znane „Bad Girls” oraz zdrowo kopnięte „Bring The Noize” gdzie Maya pokazuje swoje raperskie zdolności. Natomiast w „Double Bubble Trouble” mamy elementy muzyki reagge i techno. Na pewno na plus „Matangi” trzeba zaznaczyć jego globalność, kwestie społeczne jakie porusza oraz różnorodność brzmienia gdzie wschodnia tradycja spotyka zachodni postęp. Jednakże jest to dla mnie krążek nierówny i nie każdy utwór po prostu działa na mnie tak samo. Ocena: 6/10.

caveNick Cave And The Bad Seeds – Push The Sky Away. Australijski zawadiaka powraca po 5 latach przerwy z bardzo udanym materiałem. Nastąpiła jednak istotna zmiana w zespole Cave’a – odszedł Mick Harvey. Brak multiinstrumentalisty, jednego z założycieli zespołu nie wypłynął jednak diametralnie na wydźwięk całości. „Push The Sky Away” to piękna, poetycka płyta. Nick Cave mało tutaj śpiewa, raczej melorecytuje. Po raz kolejny zachwyca swoich fanów kapitalnymi tekstami, które spokojnie można by wydać jako tomik poetycki. Natomiast same melodie są powolne, momentami usypiające. Są jednak na płycie chwile, gdy Cave porywa tak jak w podniosłym „Higgs Boson Blues” czy też w „Jubilee Street„. Australijczyk nie traci tempa i dodaje do swojej dyskografii kolejną pozycję, którą warto znać. Ocena: 8/10.

Posłuchaj

rasmentalism_zamlodziRasmentalism – Za Młodzi Na Heroda.ogarnij płytę Rasmentalism, najlepsze polskie rapsy w tym roku” od tego zdania rozpocząłem swoją przygodę z najnowszym LP od Rasmentalismu. W odróżnieniu od drugiej najlepszej polskiej rap płyty, czyli „Czarnej Białej Magii” krążek nagrany przez lublinian jest bardziej kolorowy i radosny. Już od pierwszego kontaktu z „Za Młodzi na Heroda” zachwyca nas produkcja na wysokim poziomie. Beaty od Menta są nowoczesne i porywają. Większość mc rapuje do podkładów nagranych na „jedno kopyto”. Tutaj każdy beat ma swoje cechy charakterystyczne. Natomiast użyty keyboard przywołuje na myśl ostatnie produkcje od El-P. Z drugiej strony jest Ras, który odpowiada za stronę liryczną. Propsuje kapitalne teksty z „Niebomby” czy też „Umarł Król, Niech Żyje„. Ulubiona linijka to chyba: „W ogóle rap to jakiś nordic walking, nikt nie wie o co chodzi, ale wszyscy idą w to”. Jednakże trafiają się słabsze momenty jak „Buty z Betonu” w którym swoją zwrotkę ma Eldo. Generalnie jest to jedna z najlepszych polskich płyt 2013 roku. Mimo, że w internecie przelała się fala hejtów mówiąca, że jest to muzyka dla studentów to uważam, że polski rap mocno potrzebował takiego albumu. Ocena: 7/10.

Sky-Ferreira-Night-Time-My-TimeSky Ferreira – Night Time, My Time. Z Sky Tonią Ferreirą wiązałem ogromne nadzieje. Już w 2010 roku zasłuchiwałem się w jej „One„. Co roku dopieszczała swoich fanów fajnymi EP-kami i kapitalnymi singlami. Co prawda zeszłoroczna była taka sobie, ale miała „Everything is Embarrassing„. Natomiast debiutancki album jednak nie porywa tak jak to sobie wyobrażałem i przyznam, że troszkę jestem rozczarowany. Oczekiwałem prawdziwej indie-popowej bomby z kapitalnymi syntezatorami i innymi bajerami. Otrzymałem natomiast krążek, który w maksymalnym stopniu eksploruje lata 80. Jest gitarowo, jest sporo syntezatorów i czuć w tym wszystkim przetarte dżinsy i zapach starej tenisówki. Jednak poprzednie single Sky miały ten urok, potrafiła urzec. Tutaj tego nie potrafi zrobić. A szkoda bo potencjał jest spory a w momencie kiedy Uffie pasuje pojawia się ogromna dziura do zapełnienia. Ok narzekam, ale tak na prawdę nie pisałbym o tym LP gdyby było totalnie do bani. Jest to dobra płyta, ma swoje momenty takie jak: „24 hours” czy też „Love In Stereo„. Jednak Sky Ferreirę stać na więcej i wcale nie musi pokazywać cycka by to udowodnić. Ocena: 6/10.

Posłuchaj