Nie lubię motorów, ale lubię Black Rebel Motorcycle Club – recenzja „Wrong Creatures”.

Pamiętam, że jakieś 10 lat temu też zaczynałem rok od recenzji Black Rebel Motorcycle Club. Dżizas, jak ten czas leci. Wtedy miałem mocne postanowienie, że będę pisał wyłącznie o rzeczach ambitnych. Przeglądając stare posty uświadamiam sobie, jak człowiek się zmienia. Ten blog to żywy przykład tego, że pojmowanie muzyki na różnych etapach życia zmienia się. Coś, co wtedy jarało mnie, licealistę, już nie ma tej samej siły, gdy jestem tuż przed trzydziestką. Czy będę wciąż pisał, mając lat 40? 50? Jeżeli tak, to na pewno wrócę do tej recenzji i uśmiechnę się do niej i pomyślę sobie: „30 prawie na karku, a wciąż głupi”.

Wróćmy jednak do recenzji, bo od moich smutnych spostrzeżeń chciałem wyjść do tezy, że człowiek się zmienia, ale Black Rebel Motorcycle Club wciąż jest spoko. Tak, nowy krążek Amerykanów jest na prawdę spoko. Peter Hayes z ekipą wypracował swój własny styl, który usłyszymy na każdej płycie zespołu. I mimo, że na „Wrong Creatures” prochu nie wymyślili, to całości słucha się bardzo przyjemnie. Ten klimatyczny i nieco ponury indie rock ma to coś. Słuchając tego albumu czujemy się, jakbyśmy faktycznie należeli do cool klubu kolesi w skórach, jeżdżących na motorach. Ja za motorami nie przepadam, ale cieszę się, że należę do tego klubu.

Wrong Creatures” to przede wszystkim dobre, mocne gitarowe riffy. Czasami wkradają się tutaj klawisze, a czasami usłyszymy skrzypce. Momentami robi się dość psychodelicznie jak np. w „Calling Them All Away„, a chwilami robi się podniośle i patetycznie jak w „All Rise„. Peter Hayes potrafi tutaj na przemian zachwycić nas melodyjnymi refrenami jak i klimatycznymi, by nie mówić mrocznymi wstawkami. Z jednej strony zespół potrafi bawić się brzmieniem, jak w np. „Circus Bazooko„, z drugiej częstuje nas rockiem, który już dobrze znamy (zwłaszcza na początku płyty). Jednym zdaniem BRMC odwala tutaj swoją standardową robotę, i to jest jak najbardziej OK.

Podsumowując, najnowszy, ósmy w kolejności album Black Rebel Motorcycle Club to solidna rzecz. Płyta nie jest może zbyt odkrywcza, jednak taki rock dobrze na mnie działa. Nie wiem czy moje pozytywne reakcje wynikają z tego, że w końcu miałem okazję przesłuchać tego typu materiał jak należy (głośno i w spokoju). Czy też po prostu Black Rebel Motorcycle Club jest zespołem, który nie nagrywa rzeczy słabych. Nie zmienia to jednak faktu, że płytę oceniam na mocną siódemkę. Ocena: 7/10.

Black Rebel Motorcycle Club – Baby 81

Kolejny artysta z górnej półki, czyli Black Rebel Motorcycle Club. Przyznam szczerze, że poszukiwałem pierwszej płyty zespołu. Uważam, że najlepiej poznaje się wykonawcę od jego pierwszej płyty. Nie chciałem zaczynać od ostatniej płyty…

Alberto (7-01-2008 20:18)
Black Rebel Motorcycle Club – Baby 81
Alberto (7-01-2008 20:18)
ktora to ich plyta?
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:19)
4
Alberto (7-01-2008 20:19)
kurtka, nie umiem znalesc pierwszej :/
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:20)
4 jest podobna do pierwszej, z tym że bardziej przebojowa. śmiało ściągaj
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:20)
może CI się podobać
Alberto (7-01-2008 20:20)
nie uwazasz ze lepiej poznac wykonawce od pierwszej plyty?
Alberto (7-01-2008 20:20)
aczkolwie muse poznawalem od ostatniej plyty do pierwszej 😀
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:20)
w niektórych przypadkach
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:21)
poznawanie Kid A bez znajomości Ok computer – chore
Alberto (7-01-2008 20:21)
z lekksza
Vyciu, Toxic (7-01-2008 20:21)
akurat po baby 81 możesz spokojnie sięgnać
Alberto (7-01-2008 20:22)
zaraz ja sciagne

…ale wyszło, że zacząłem od ostatniej, najnowszej płyty. Po przesłuchaniu tego albumu zmobilizowałem się jeszcze bardziej do poszukania pierwszej płyty! Jestem oczarowany tą muzyką. Tego właśnie potrzebowałem. Ostatnio nieprzerwanie słucham Baby 81 i poszukuję wciąż debiutanckiej płyty amerykańskiego bandu (ma ktoś?). Chcę poznać ich twórczość (w kwestii muzycznej nie osiągnąłem jeszcze apogeum wiedzy mimo, że oglądam MTV2).

Zacznijmy od tego jak wogóle brzmi nowa płyta BRMC. Kolesie pochodzą z San Francisco i gdybym tego nie przeczytał na Last.fm to pewnie nie domyśliłbym się tego bo oni brzmią bardziej angielsko niż amerykańsko. Mimo, że Last.fm wskazuje na podobieństwo do Kings of Leon i The White Stripes (skąd oni biorą te porównania?) to dla mnie oni bardziej brzmią jak Kasabian, szczególnie głos wokalisty.

Wracając do Baby 81. Płyta z dobrą muzyką. Mocno przebojowa, dlatego wpadła mi szybko do ucha? Z pewnością. W zasadzie płyta nie ma słabych momentów, stoi na równym, dobrym poziomie. Najbardziej mi przypadł do gustu utwór Windows, który zaczyna sie niepozornie na 3 gwiazdki, ale już później następuje punkt kulminacyjny i utwór szczytuje na 5 gwiazdkach! Poza tym najbardziej wyróżniają się: Weapon of Choice (trudno by nie wyróżniał się skoro jest singlem), American X – psychodelia trwająca 9 minut i 11 sekund oraz Am I Only.

Teraz powinno nastąpić porównanie płyty do wcześniejszych dzieł, ale biorąc pod uwagę to, że nie znam wcześniejszych płyt (obiecuje, że poznam) to napisze tylko tyle, że fajnie, że pojawiają się klawisze w utworach, pasują. No i niepowtarzalny klimat tworzy gitara klasyczna. Perkusista może i nie napierdala (lubię jak napierdala po tomach), ale do każdego kawałku pasuje idealnie. Nie będę nic pisał o akordach bo się na tym nie znam, nie mam wykształcenia muzycznego. Co dalej, podoba mi się wokal i ogólnie moim zdaniem ta płyta jest mocno wykoksana.

Pointując powiem tak: Płyta trafia do licznego grona, jednocześnie nie tracąc na alternatywnym graniu. Ocena 7/10.

Alberto z dialogu powyżej to ja.